Pojawienie się nowego koronawirusa w Polsce to kwestia czasu
Pojawienie się nowego koronawirusa w Polsce to kwestia czasu
Pojawienie się nowego koronawirusa w Polsce jest bardzo prawdopodobne. To nie jest kwestia „czy?”, tylko „kiedy?” – mówi dr Paweł Grzesiowski, ekspert w dziedzinie immunologii, profilaktyki i terapii zakażeń, wykładowca Szkoły Zdrowia Publicznego CMKP oraz prezes zarządu Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń i przewodniczący Stowarzyszenia Higieny Lecznictwa.
Przypadki zakażeń nowym koronawirusem (2019-nCoV) odnotowano we Francji. Czy tak szybka transmisja wirusa do Europy to duży powód do niepokoju?
Sytuacja jest bardzo rozwojowa i niestabilna. Trudno przewidzieć, jak ten wirus będzie się rozprzestrzeniał i na jaką skalę, ale początek tej epidemii jest bardzo dynamiczny. Jeżeli wirus będzie atakował w tym tempie przez następne tygodnie, rodzi się obawa o przepełnienie szpitali, oddziałów intensywnej opieki medycznej, na których hospitalizowani będą chorzy z niewydolnością oddechową. Taka sytuacja może prowadzić do dużych trudności w zapewnieniu opieki innym chorym w każdym kraju, do którego dotrze wirus.
Jak bardzo nowy wirus jest groźny w porównaniu z grypą sezonową?
Jeśli chodzi o śmiertelność, to jest dużo bardziej niebezpieczny, choć mniej agresywny niż wirus SARS. Nawet jeśli hospitalizacja z powodu powikłań w przypadku obu wirusów jest na podobnym poziomie, to śmiertelność w przypadku tego nowego koronawirusa jest znacznie wyższa, bo sięga aktualnie 3 proc. spośród potwierdzonych przypadków. Gdybyśmy chcieli porównać to statystycznie, to ryzyko zgonu z powodu zakażenia nowym koronawirusem jest kilkadziesiąt razy większe niż w przypadku grypy sezonowej. Ale te obliczenia mogą być zupełnie błędne, jeśli uwzględnimy, że podawana oficjalnie liczba przypadków zakażeń nowym koronawirusem jest znacznie zaniżona, a rzeczywista jest znacznie wyższa np. wynosi 25 tys. – w tej sytuacji liczba zgonów byłaby tylko dwa razy wyższa niż w przypadku wirusa grypy sezonowej.
Wiodącym objawem w przypadku zakażenia nowym koronawirusem jest ostre zapalenie płuc z niewydolnością oddechową, ale należy przyjąć, że część zakażeń może przebiegać znacznie łagodniej, nawet bez gorączki, co utrudnia rozpoznanie i izolację chorych. Takie informacje możemy znaleźć w pierwszych raportach przypadków diagnozowanych w Chinach.
Wspomniany przez pana SARS w latach 2002-2003 doprowadził do śmierci co najmniej 770 chorych. Na chwilę obecną wiadomo już o ponad 40 śmiertelnych ofiarach nowego koronawirusa. Czy czarny scenariusz sprzed blisko dwóch dekad może się powtórzyć?
Obecne dane wskazują, że nowy koronawirus jest mniej groźny niż SARS, w przypadku którego śmiertelność sięgnęła prawie 10 proc. Nie wiemy jednak, czy wirus 2019-nCoV jest stabilny, czy mutuje. Trzeba tez podkreślić, że dokładna liczba zakażeń nie jest znana. Do 25 stycznia oficjalnie zarejestrowano ponad tysiąc siedemset zakażeń. Jednak faktyczna liczba jest z pewnością znacznie większa, bo chorzy w lżejszym stanie, gdy przebieg infekcji przypomina zwykłe przeziębienie, nie zgłaszają się do lekarzy. Dlatego skala niedoszacowania jest z pewnością ogromna. Może być tak, że za 2-3 tygodnie będziemy mówić o kilkuset tysiącach zakażeń. To nowy wirus, więc nikt nie jest na niego odporny i może szerzyć się bez żadnych ograniczeń.
Już teraz doniesienia z Chin przywodzą na myśl sceny z filmów katastroficznych: wielomilionowe miasta zostały objęte kwarantanną, wstrzymano transport, zamknięto szkoły, a w przepełnionych szpitalach wszyscy chodzą w maskach. Jak często pojawiają się nowe wirusy, które potencjalnie mogą zagrozić rodzajowi ludzkiemu?
Nikt tego nie wie, ale z punktu widzenia biologicznego to się dzieje permanentnie. Jednak aby nowy wirus stał się groźny dla całej ludzkości, musi jednocześnie zadziałać kilka czynników. Nowy koronawirus to patogen odzwierzęcy, przypuszcza się, że pierwotnym źródłem są nietoperze, a zmutował w organizmach węży, których surowe mięso jedzą Chińczycy. Bez tego wirus nie miałby raczej szans przenieść się na człowieka. Kolejny czynnik to duże zagęszczenie w miejscu, które prawdopodobnie było pierwotnym źródłem zakażeń, czyli duży targ, przez który każdego dnia przewijają się dziesiątki tysięcy ludzi, co stwarza wirusowi doskonałe warunki do przenoszenia się z człowieka na człowieka. I najważniejsza sprawa – zdolność przenoszenia się między ludźmi bez udziału zwierząt czy innych wektorów – to zapewnia wirusowi szansę szybkiej transmisji i wywołania pandemii. No i jeszcze transport lotniczy i lądowy – Chińczycy bardzo intensywnie się przemieszczają, co umożliwia wirusowi podróże na odległe dystanse i kolejne generacje zakażonych.
Czy wiadomo, kto jest najbardziej narażony na gwałtowny przebieg zakażenia? Co wiemy na ten temat na podstawie dostępnych danych?
Mamy pierwsze informacje. Właśnie ukazała się elektroniczna wersja raportu chińskich lekarzy w Lancecie, przygotowanego na podstawie analizy 40 przypadków zachorowań, z którego wynika, jakie są czynniki ryzyka, przebieg zakażenia i przyczyny zgonów. Około 1/3 chorych to były osoby przewlekle chore, w wieku 41-58 lat. W ciągu 8 dni od początku choroby dochodziło do ciężkiego zapalenia płuc, u 15 proc. wystąpiło uszkodzenie serca, a w 30 proc. ostra niewydolność oddechowa (ARDS). Ale ważną obserwacją jest także fakt, że niewielka część ciężko chorych pacjentów nie wykazywała gorączki, która jest obecnie głównym objawem wychwytywanym podczas badań przesiewowych w samolotach i na lotniskach.
Zmiany klimatyczne mogą mieć wpływ na zwiększoną transmisję wirusów?
Jeśli chodzi o nowego koronawirusa, to w niewielkim stopniu. Nie szukałbym przyczyn obecnej sytuacji w zmianach klimatu. Wiadomo oczywiście, że wyższe temperatury sprzyjają różnym mikroorganizmom, w tym wirusom, ale człowiek też się lepiej wtedy czuje, jest w lepszej kondycji, a więc lepiej sobie radzi z potencjalnym zagrożeniem ze strony patogenów. Gdy nie ma mrozu, to częściej wychodzimy na dwór, spędzamy więcej czasu na świeżym powietrzu, mniej ogrzewamy domy, a wiec smog jest mniejszy.
Mamy ferie w kilku województwach, w kolejnych regionach wkrótce zacznie się zimowa przerwa w nauce. Dużo podróżujemy, także do Azji, a na lotniskach europejskich spotykamy podróżnych z całego świata. W jakiej sytuacji polski lekarz może podejrzewać, że pacjent z objawami zapalania płuc boryka się z zakażeniem wywołanym nowym koronawirusem?
Mamy już w tej chwili polskie zalecenia dla lekarzy, dostępne na stronach Głównego Inspektoratu Sanitarnego (www.gis.gov.pl/aktualnosci). Instrukcje wydano nie tylko dla personelu medycznego, ale także dla turystów, pracowników transportu lotniczego. Wracając do pytania: zakażenie nowym koronawirusem lekarz powinien podejrzewać u pacjenta z objawami ostrej choroby płuc przebiegającej z gorączką, który ma w wywiadzie do dwóch tygodni wstecz, pobyt w Chinach, w zagrożonej strefie, gdzie trwa ognisko epidemiczne. Niewykluczone, że za kilka tygodni lub miesięcy ta definicja ulegnie zmianie i każdy, kto przyjedzie z Azji z objawami infekcji układu oddechowego, będzie podejrzany, ale na dziś nie ma takich zaleceń.
Pojawienie się wirusa w Polsce jest prawdopodobne?
Oczywiście. To nie jest kwestia "czy", tylko "kiedy". Dziś konsultowała się ze mną dyrektor przedszkola, w którym uczy się grupa chińskich dzieci, obecnie przebywających na wakacjach w rodzinnych stronach, także w prowincji, gdzie stwierdzono zakażenia koronawirusem. 31 stycznia dzieci te wracają do Polski. I władze przedszkola zastanawiają się, jak uniknąć ewentualnej epidemii, czy dla dobra innych uczniów należy zastosować tygodniową domową kwarantannę? Musimy przygotować konkretne rozwiązania na takie sytuacje. Polacy mają przecież dużo kontaktów z Chinami i w wielu przypadkach będziemy mieli wątpliwości, jak traktować osoby z infekcją układu oddechowego powracające z tego kraju.
Rok temu minęło sto lat od pandemii hiszpanki, światowej pandemii grypy, z powodu której zginęło więcej osób niż na wszystkich frontach I wojny światowej. Z jednej strony mamy dziś oręże w postaci zaplecza sanitarno-higienicznego, nowoczesnych leków, szpitali, armii lekarzy itd. Z drugiej - przemieszamy się na skalę niespotykaną dotychczas w dziejach ludzkości. Czy światowa pandemia może nam zagrozić?
Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Mimo postępu medycyny, wirus zawsze będzie szybszy niż człowiek. Ale w tej wojnie ludzkość zyskała nową jakość - obecnie mamy zupełnie bezprecedensową sytuację - niezwykle efektywną współpracę naukowców z całego świata. Przypomnę, że w ciągu tygodnia od zgłoszenia pierwszego ogniska zachorowań określono genotyp nowego wirusa. Po 2 tygodniach kilka laboratoriów uruchomiło testy, dzięki którym można diagnozować chorych. Nie damy się zaskoczyć. Cały świat informuje o nowym koronawirusie, w wielu krajach ogłoszono alert i uruchomiono plany przeciwepidemiczne. Po 3 tygodniach myślimy o produkcji szczepionki. Są dwie firmy, które miały linie produkcyjne ustawione na produkcję szczepionki przeciwko SARS. Jeśli podmieni się wirus na nowy, to być może za 3-4 tygodnie powstanie pierwszy prototyp szczepionki do testów. Jesteśmy świadkami niebywałej mobilizacji świata nauki i medycyny na skalę międzynarodową. Prawie codzienne odbywają się konferencje prasowe Światowej Organizacji Zdrowia, na których eksperci z różnych krajów świata odpowiadają na wszystkie pytania. Sytuacja jest transparentna, jak nigdy do tej pory. Ludzkość w tym zagrożeniu potrafiła się zjednoczyć i to jest wspaniałe. Oczywiście pozostają pewne wątpliwości, głównie dotyczące reakcji władz chińskich na epidemię, decyzja o kwarantannie 33 milionów ludzi jest trudna do zrozumienia, ale ten kraj to epicentrum nowej epidemii i nikt nie wie, jak się rozwinie sytuacja.
Ewa Kurzyńska