Czy koronawirus jest mniej groźny dla dzieci niż seniorów?
Czy koronawirus jest mniej groźny dla dzieci niż seniorów?
Co ogłoszenie światowej pandemii COVID-19 oznacza w praktyce? Czy koronawirus SARS-CoV-2 ma duży potencjał zakaźny? Dlaczego nowy koronawirus wydaje się mniej groźny dla dzieci? Ile może potrwać pandemia? – na te i inne pytania w rozmowie z "Pulsem Medycyny" odpowiada prof. dr hab. n. med. Jacek Wysocki, pediatra, specjalista chorób zakaźnych, kierownik Katedry i Zakładu Profilaktyki Zdrowotnej Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.
Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła pandemię choroby COVID-19, wywoływanej przez koronawirusa SARS-CoV-2. Co to oznacza w praktyce?
Światowa Organizacja Zdrowia uznała, że jest to epidemia o zasięgu światowym. Pandemia jest zagrożeniem zdrowotnym na najwyższym poziomie, dotyczącym całego świata, a nie jednego regionu. Wirus dotarł już na wszystkie kontynenty, jest rozpowszechniony globalnie. Ogłoszenie światowej pandemii to najwyższy stopień alertu, jakie jest wydawany przez WHO. W praktyce może to oznaczać, że poszczególne kraje będą podejmowały bardzo restrykcyjne decyzje o zakazach wyjazdów obywateli, wjazdów na swoje terytorium, kwarantannach. Na pewno ograniczenie podróży może odegrać kluczową rolę w powstrzymywaniu pandemii i opanowaniu tej sytuacji.
W Polsce na dwa tygodnie zamknięto szkoły, instytucje kulturalne, odwołano imprezy masowe, rekomendowana jest praca zdalna. Czy te działania mogą znacząco poprawić sytuację w naszym kraju?
Podejmowanie działań profilaktycznych ma największy sens, gdy tempo przyrastania nowych zachorowań nie jest duże. A z taką sytuacją mamy w Polsce do czynienia obecnie. Kierunek działań, zmierzający do zatrzymania ludzi w domach, jest zatem jak najbardziej słuszny. Ale czy zadziałała? Wszystko jest w rękach Polaków. Mam wrażenie, że jest pewien problem z dyscypliną społeczną. Nawet dziś zetknąłem się z sytuacją, że studenci - dowiedziawszy się o odwołaniu zajęć na uczelni –zainteresowali się tanimi wycieczkami za granicę. Reasumując, jeżeli Polacy zastosują się do zaleceń, to podjęte działania mogą zatrzymać narastanie epidemii.
Wirus SARS-CoV-2 ma duży potencjał zakaźny?
Sądząc po tym, co działo się w Chinach, a obecnie dzieje się Włoszech, ten potencjał jest duży. Na ile sam wirus jest niebezpieczny, zależy od pacjenta. Jeżeli zakażona osoba jest młoda i zdrowa, to ryzyko powikłań jest mniejsze, niż w przypadku osób w starszym wieku, obarczonych wielochorobowością. Dla takich pacjentów wirus SARS-CoV-2 jest śmiertelnym zagrożeniem.
Na stronie „Lancetu” ukazała się publikacja, w której przedstawiono wyniki analizy 191 przypadków zachorowań na COVID-19 z dwóch chińskich szpitali. 48 proc. hospitalizowanych osób miało jakieś choroby przewlekłe, przy czym najczęściej występowało nadciśnienie (30 proc. chorych), cukrzyca (19 proc.) i choroba niedokrwienna serca (8 proc.). Czy na tej podstawie można przypuszczać, że choroby metaboliczne i układu sercowo-naczyniowego mogą wiązać się z większym ryzykiem powikłań w przypadku zakażenia nowym koronawirusem?
To prawdopodobne, ale trzeba też od razu zastrzec, że populacja chińska jest generalnie młodsza niż europejska. Dlatego dziś patrzymy z dużym zainteresowaniem na to, co dzieje się we Włoszech. Bo to typowe, starsze wiekowo, zamożne społeczeństwo, które w populacji seniorów boryka się w dużym stopniu z wielochorobowością. Do tej pory – dzięki dobrej na co dzień opiece medycznej – ta grupa pacjentów była dobrze zaopiekowana. W sytuacji kryzysu, gdy system ochrony zdrowia jest na granicy wydolności, najwięcej przypadków śmiertelnych jest właśnie w tej grupie chorych.
Z dotychczasowych obserwacji wynika, że u dzieci zakażenie COVID-19 może przebiegać łagodniej. Czy wiadomo dlaczego?
Jest mnóstwo teorii na ten temat. Dziś spotkałem się z poglądem, że kluczowe znaczenie ogrywają pneumocyty typu 2. To komórki, które produkują surfaktant, bardzo ważny dla prawidłowej funkcji pęcherzyków płucnych i de facto pneumocyty typu 2 decydują o wydolności płuc. Uważa się, że u dzieci te komórki odradzają się szybko. Natomiast u dorosłych po pierwsze jest ich mniej, a po drugie – w sytuacji zakażenia odradzają się wolniej. I może być tak, że wirus SARS-Co-2 atakuje pneumocyty typu 2, ale u dzieci, mimo że te komórki też są w przebiegu zakażenia uszkodzone, to mają większy potencjał do odradzania się. W związku z tym do niewydolności oddechowej u dzieci dochodzi znacznie rzadziej.
Druga popularna teoria mówi, że dzieci nie chorują rzadziej, niż dorośli, ale wśród pacjentów pediatrycznych przebieg infekcji jest znacznie łagodniejszy. Dziś dziecku z chorobą dolnych dróg oddechowych, które kaszle, ma niewielką gorączkę i jest w dobrym stanie ogólnym, nie wykonuje się testów pod kątem koronawirusa. Natomiast u dorosłego, który się dusi, takie badanie będzie wykonane natychmiast. Dlatego uważam, że przypadki u dzieci zakażeń SARS-CoV-2 mogą być w dużym stopniu nierozpoznane. Boimy się, że jeżeli tak jest, to dzieci odgrywają dużą rolę w transmisji wirusa. W tym kontekście czasowe zamknięcie szkół może mieć kluczowe znaczenie, by dzieci się między sobą nie zakażały i nie były transmiterem zakażenia dalej: na rodziców i przede wszystkim na dziadków.
Ile może potrwać pandemia COVID-19?
Tego nie wiemy. Kluczowe są dwie niewiadome. Pierwsza, czy to jest wirus sezonowy? W przypadku patogenów sezonowych jak wirus grypy czy RSV, widać wyraźnie, że jesienią i zimą zachorowań, które powodują, jest znacznie więcej. W ciepłych okresach roku one się wycofują. Nie wiemy dziś, czy SARS–CoV-2 jest sezonowy, czy nie.
Druga ważna kwestia: czy osoba, która przechorowała COVID-19, nabywa trwałą odporność, czy chociaż czasową, np. na rok, dwa. Jeżeli nie nabywa, to za chwilę może zachorować znowu. I to jest drugi czynniki, który będzie odgrywał kluczową rolę w rozwoju sytuacji.
Możemy próbować robić pewne estymacje na podstawie dotychczasowego przebiegi epidemii. Patrząc na Chiny wydaje się, że następuje tam wyraźna poprawa sytuacji. Pierwsze przypadki zakażeń w Państwie Środka odnotowano w grudniu, w marcu notuje się wyraźny spadek zachorowań. Za wcześnie, by ogłaszać zwycięstwo, ale wydaje się, że epidemia w Chinach ustępuje. Maksymalny okres wylęgania wirusa, który dziś znamy, to jest 14 dni. Na tej podstawie możemy szacować, ze jesteśmy w Polsce na początku epidemii.
Ewa Kurzyńska