Zmyślona pandemia? Nauka przeciwko COVID-owym sceptykom
Zmyślona pandemia? Nauka przeciwko COVID-owym sceptykom
Środowisko naukowo-medyczne solidarnie przeciwstawia się lekceważeniu lub, co gorsza, negowaniu zagrożenia związanego z pandemią COVID-19. Medycy jako naganne oceniają wypowiedzi lub postawy, które napędzają coraz silniej ujawniający się w polskim społeczeństwie ruch antycovidowy. W tym kontekście dla nikogo nie ma taryfy ulgowej: ani dla mediów, ani dla przedstawicieli środowiska.
Jeszcze w marcu ówczesny minister zdrowia Łukasz Szumowski wielokrotnie publicznie chwalił dyscyplinę, z jaką Polacy powszechnie stosują się do obostrzeń i ograniczenia aktywności społeczno-gospodarczej. Na początku października jego następca Adam Niedzielski był dużo bardziej surowy i w towarzystwie komendanta głównego policji zapowiadał politykę zerowej tolerancji dla nieprzestrzegania obostrzeń.
Jak wynika z badania przeprowadzonego dla serwisu ciekaweliczby.pl na panelu Ariadna na próbie ponad 1000 osób, prawie co piąty Polak (17 proc.) wątpi w istnienie pandemii COVID-19.
„Wśród osób między 18. a 34. rokiem życia ten pogląd podziela już prawie co trzecia osoba. 21 proc. Polaków w ogóle nie boi się zakażenia koronawirusem, a 82 proc. deklaruje, że zawsze zakłada maseczki w sklepach i środkach komunikacji publicznej” — informują autorzy badania.
Radykalni COVID-owi sceptycy uważają, że pandemię „wymyślili” politycy, media i przemysł farmaceutyczny. Ci reprezentujący łagodniejsze stanowisko podnoszą nadmierną restrykcyjność obostrzeń lub ich bezzasadność i oskarżają polityków o sianie paniki kosztem pacjentów z innymi chorobami. Rośnie grupa osób kwestionujących obowiązek noszenia maseczek, a nawet twierdząca, że zasłanianie nosa i ust może mieć negatywne skutki zdrowotne.
10 października ulicami Warszawy przeszedł marsz protestacyjny antycovidowców, którzy sprzeciwiają się narzuconemu reżimowi sanitarnemu. Czy można już więc mówić o zjawisku podobnym do ruchu antyszczepionkowego?
Niestety, nie bez winy są media. W sierpniu tygodnik „Sieci” stawiał na okładce pytanie: Czy to fałszywa pandemia? W tekście okładkowym „Druga fala histerii” jego autor Maciej Pawlicki postawił kontrowersyjną tezę, że pandemia to w dużej mierze społeczna histeria, nakręcana przez polityków i koncerny farmaceutyczne.
Podobny, choć łagodniejszy wydźwięk miało kilka odcinków programu publicystycznego „Warto rozmawiać” Jana Pospieszalskiego, który na antenie TVP wielokrotnie zastanawiał się, czy rygory sanitarne nie są dla zdrowia Polaków bardziej niebezpieczne niż koronawirus. Spadek liczby realizowanych świadczeń w takich dziedzinach, jak np. kardiologia i onkologia czy psychospołeczne skutki COVID-19 to realne problemy. Dyskutując o nich, warto się jednak zastanowić, czy nie zasieje to w widzach wątpliwości, których skutkiem będzie lekceważenie zagrożenia, jakim bez wątpienia jest SARS-CoV-2.
OPINIE
Potrzebne: edukacja, informacja i kary finansowe
Prof. dr hab. n. med. Tomasz Szczepański, specjalista w dziedzinie pediatrii oraz onkologii i hematologii dziecięcej, rektor Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach:
Z niepokojem obserwuję zjawisko negowania pandemii COVID-19 lub umniejszania związanego z nią ryzyka społeczno-zdrowotnego, jakie pojawiło się nie tylko w ogóle społeczeństwa, ale również w środowisku naukowo-medycznym. Choć w mniejszym nasileniu, ale lekceważenie zagrożenia, jakim jest koronawirus, okazują też medycy i naukowcy.
Trudno mi zrozumieć takie postawy, jak sądzę, mogą one wynikać z nadal powszechnego przekonania, że COVID-19 w większości przypadków przebiega skąpoobjawowo lub wręcz bez żadnych symptomów. W społeczeństwie i części środowiska utrwalił się pogląd, że infekcja wywoływana przez SARS-CoV-2 jest groźna wyłącznie dla grup ryzyka: seniorów, pacjentów z chorobami przewlekłymi i innych obciążonych somatycznie. Ponadto Polacy patrzą na doświadczenia takich państw, jak Szwecja, która nie od razu zdecydowała się na wprowadzenie bardziej restrykcyjnych obostrzeń — i podają w wątpliwość zasadność tych obowiązujących w Polsce. Tymczasem trzeba informować i przypominać, że Szwecja ostatecznie wycofała się z liberalnej polityki wobec zwalczania pandemii.
W mojej ocenie, środowisko naukowe i medyczne powinno podjąć wszelkie możliwe kroki, aby przeciwdziałać negowaniu zagrożenia związanego z COVID-19. Nie możemy popełnić takiego samego błędu, jak w przypadku ruchów antyszczepionkowych, które urosły nie tylko dzięki społecznym lękom, ale również przy bierności medyków i naukowców. Trzeba to powiedzieć Polakom jasno: bagatelizowanie pandemii i negowanie wprowadzonych obostrzeń — np. konieczności zakrywania nosa i ust — przełoży się bezpośrednio na więcej przypadków zakażeń i zachorowań, a więc i na zwiększenie liczby zgonów z powodu COVID-19 lub chorób współistniejących.
Kluczowe działanie to edukacja i przekazywanie społeczeństwu, przede wszystkim za pomocą mediów, rzetelnych i zgodnych z aktualną wiedzą medyczną informacji. Musimy podkreślać, że infekcji COVID-19 daleko do zwykłego przeziębienia — nie jest to błaha choroba. Nawet jeśli u części pacjentów nie ma ciężkiego przebiegu, to nadal niewiele wiemy o jej długoterminowych skutkach zdrowotnych.
Edukacja to jednak nie wszystko. W przypadku takich zgromadzeń, jak opisywane ostatnio przez media antycovidowe protesty, policja bez wahania powinna sięgać po kary finansowe dla ich uczestników.
Czy polemika z antycovidowcami ma w ogóle jakiś sens? W mojej ocenie, nie należy wchodzić w dyskusję z kimś, kto swoje twierdzenia opiera na nieracjonalnych argumentach. Choć warto pamiętać, że gros osób identyfikujących się z ruchem antycovidowym to po prostu ludzie niedoinformowani. Sądzę, że wielu z nich przyjęłoby do wiadomości racjonalny, wyważony i sformułowany w zrozumiały sposób komunikat. Być może warto byłoby podawać informacje o COVID-19 w nieco bardziej drastycznej formie, która bardziej przemówiłaby do wyobraźni sceptyków. W większym stopniu w kampanię informacyjno-edukacyjną muszą zaangażować się naukowcy, medycy i media, które dziś skupiają się na opisywaniu trudnej sytuacji w ochronie zdrowia, choć w większym stopniu powinny informować o ryzyku związanym z COVID-19.
Restrykcje przesadne i niezrozumiałe wywołują reakcje odwrotne do zamierzonych
Dr hab. n. med. Tomasz Smiatacz, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego:
Próbując pozytywnie zrozumieć postawę takich osób (antycovidowców — przyp. red.), mogę jedynie wskazać na bardzo emocjonalny brak zgody na dokonującą się wokół nas tragedię. Niektórzy uznają, że to dziecinna reakcja, jednak przy odpowiednio wysokim poziomie emocji negatywnych każdy z nas chwilowo doświadcza takich panicznych myśli w zderzeniu z realnym, brutalnym światem ludzi dorosłych.
Słuchając tych osób z pozytywnym nastawieniem, udaje mi się usłyszeć głośny krzyk w obronie wolności i apel do rządzących, by nakładali na nas tylko takie ograniczenia i restrykcje, które są uzasadnione naukowo i adekwatne do poziomu zagrożenia. Restrykcje przesadne i niezrozumiałe wywołują reakcje odwrotne do zamierzonych — i z tym twierdzeniem trudno się nie zgodzić.
Natomiast bardzo negatywnie oceniam nawoływania do nieposłuszeństwa obywatelskiego i np. niestosowania maseczek. Oczywiście, każdy ma prawo wierzyć w to, co wydaje mu się stosowne i dysponować swoim życiem i zdrowiem tak lekkomyślnie, jak mu to odpowiada. Jednak w tym przypadku wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Moje zachowania wpływają na bezpieczeństwo innych i odwrotnie, dlatego moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się zagrożenie dla drugiego człowieka. W mojej opinii, fachowy pracownik medyczny zalecający drugiej osobie niekorzystne rozporządzenie swoim zdrowiem, a nawet życiem, nie będzie podlegał osądowi wyłącznie przez Boga i historię. Co więcej, jeśli profesjonalny medyk neguje istnienie COVID-19, jego poglądy znacząco odbiegają od aktualnej wiedzy medycznej i powinien rozważyć swoją dalszą obecność w korporacji zawodowej. W tym wypadku rozróżnienie wiary i wiedzy ma znaczenie bardzo praktyczne.
Politykę informacyjno-edukacyjną rządu oceniam jako poprawną. Proszę pamiętać, że to pierwsza pandemia w epoce multimedialnej, wszyscy uczymy się tego zjawiska. Aby te działania mogły przynieść efekt, po drugiej stronie musi być choćby niewielka chęć wysłuchania. Niestety, ani bardzo silne negatywne emocje wynikające z braku wiary, ani wrogie zamiary nie sprzyjają słuchaniu czy dialogowi. A sam przekaz jest banalnie prosty i chyba każdy zna go już na pamięć: maska — dystans — dezynfekcja — unikanie tłumu — i na to wszystko są już dobre dane naukowe.
Emilia Grzela