Dla wielu palaczy nawet zawał to za mało, by zerwać z nałogiem
Dla wielu palaczy nawet zawał to za mało, by zerwać z nałogiem
Co druga osoba, która paliła przed zawałem, pali także w rok po tym poważnym incydencie sercowo-naczyniowym — wykazali badacze z Krakowa. W swojej pracy ustalili, jakie czynniki ryzyka utrudniają „zawałowcom” porzucenie nałogu.
Zespół uzależnienia od tytoniu jest jednym z największych zagrożeń zdrowotnych. Ocenia się, że ok. 70 tys. osób w Polsce umiera każdego roku w przebiegu chorób spowodowanych paleniem tytoniu. Ten nałóg przyczynia się do chorób układu krążenia, nowotworów złośliwych i schorzeń płuc.
Liczba palaczy w Polsce - jak kształtują się trendy
W latach 80. ubiegłego wieku paliło ponad 60 proc. mężczyzn i 30 proc. kobiet. Potem te odsetki z roku na rok się zmniejszały. Pomogła w tym rosnąca świadomość na temat skutków palenia, co było wynikiem wielu inicjatyw i kampanii społecznych. Między innymi udało się zmienić powszechną kiedyś opinię, że palenie papierosów przydaje atrakcyjności. Znaczenie miało też wprowadzenie przepisów zakazujących palenia w miejscach publicznych.
„Mimo korzystnych zmian, wciąż pali około 30 proc. mężczyzn i 20 proc. kobiet. Co więcej, tempo zmniejszania się odsetka palaczy w populacji wyraźnie zwolniło, szczególnie u kobiet” — zastrzega prof. dr hab. n. med. Piotr Jankowski, specjalista chorób wewnętrznych i kardiologii z Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum w Krakowie.
Najwięcej palaczy jest wśród osób w wieku średnim (45-65 lat). W tej grupie wiekowej przeważają mężczyźni. Jednak wśród młodzieży i młodych dorosłych po „dymka” równie często sięgają przedstawiciele obu płci. „Dlatego w perspektywie kolejnych dekad można oczekiwać istotnych zmian w epidemiologii występowania chorób odtytoniowych. Już teraz rak oskrzela jest najważniejszą przyczyną zgonów z powodu nowotworów wśród kobiet” — zauważa specjalista.
Dysfunkcja śródbłonka spowodowana przez dym tytoniowy
Po wypaleniu papierosa, na skutek działania nikotyny, wzrasta tętno i ciśnienie krwi. „To niekorzystne zjawisko utrzymuje się przez ok. 30 minut i jest najbardziej nasilone u osób, które po papierosy sięgają okazjonalnie. Za to u osób palących regularnie efekty wypalania kolejnych papierosów nakładają się na siebie, co może prowadzić do trwałego wzrostu ciśnienia tętniczego. Co więcej, nikotyna zwiększa także ryzyko wystąpienia zaburzeń rytmu serca” — mówi prof. Piotr Jankowski.
W dymie znajduje się ok. 4 tys. szkodliwych substancji, choć nie dla wszystkich wykazano, w jakim dokładnie mechanizmie nam szkodzą.
„Substancje zawarte w dymie papierosowym prowadzą do zaburzeń równowagi między czynnikami prozakrzepowymi i czynnikami zapobiegającymi krzepnięciu krwi, uszkadzają też komórki śródbłonka, wyścielające ściany naczyń. Obecnie wiemy, że są one kluczowe dla dobrego funkcjonowania nie tylko serca i naczyń, ale większości narządów. Śródbłonek jest największym gruczołem dokrewnym w organizmie. Ponadto dysfunkcja śródbłonka powoduje upośledzenie funkcji tętnic, szczególnie tętniczek o małym kalibrze, co upośledza regulację przepływu krwi w wielu tkankach i narządach. Następuje też łatwiejsze wnikanie do ścian tętnic różnych molekuł, np. lipoprotein, i tym samym szybszego rozwoju miażdżycy” — wyjaśnia procesy kardiolog.
Tłumaczy, że powodowana przez toksyny dymu tytoniowego dysfunkcja śródbłonka skutkuje zmniejszeniem produkcji substancji zapobiegających wykrzepianiu krwi w naczyniach, co w połączeniu z powodowaną przez dym tytoniowy aktywacją płytek krwi jest przyczyną powstawania zakrzepów.
„Warto podkreślić, że palenie tytoniu sprzyja zarówno zakrzepicy żylnej, której najbardziej burzliwym powikłaniem jest zator tętnicy płucnej, jak i tętniczej, np. zawałom serca. Palenie tytoniu jest szczególnie silnym czynnikiem ryzyka u osób młodszych, u których często do zawału serca, a czasem udaru mózgu dochodzi bez objawów zapowiadających. Często te incydenty występują u osób z poczuciem pełnego zdrowia” — zaznacza prof. Jankowski.
Istotne przeszkody w skutecznym zaprzestaniu palenia u pacjentów z chorobami sercowo-naczyniowym
Badacze z Krakowa sprawdzili, jak dużym problemem jest palenie papierosów wśród pacjentów z chorobami kardiologicznymi. Celem pracy była próba identyfikacji czynników ryzyka związanych z uporczywym paleniem u pacjentów z rozpoznaną chorobą wieńcową. Wyniki badania opublikowano w kwietniu na łamach „Kardiologii Polskiej”.
„Przeanalizowaliśmy dane 1034 pacjentów po hospitalizacji z powodów kardiologicznych: zawału serca, operacji pomostowania aortalno-wieńcowego czy zabiegu angioplastyki wieńcowej. 764 osób (73,9 proc.) z badanej grupy przyznało, że paliło w dowolnym momencie w przeszłości. Czyli palenie tytoniu przyczyniło się do pojawienia się choroby wieńcowej u 3/4 pacjentów! Podczas wywiadu oceniano także historię zdrowotną, pytano o narażenie na dym tytoniowy w środowisku. Uczestnikom wykonano pomiar stężenia tlenku węgla w wydychanym powietrzu. Okazało się, że wśród pacjentów palących przed hospitalizacją z powodu zawału serca lub rewaskularyzacji mięśnia sercowego w rok później wciąż pali 55 proc.” — przytacza wyniki badania prof. Jankowski, jeden z głównych autorów pracy.
Badacze ustalili, że podeszły wiek, narażenie na bierne palenie, niski status socjoekonomiczny, a także brak konsultacji z kardiologiem i niemożność skorzystania z rehabilitacji kardiologicznej istotnie utrudniały zerwanie z nałogiem.
„Nasze odkrycia mogą pomóc w opracowaniu skutecznych strategii wspomagających zaprzestanie palenia u pacjentów z chorobami sercowo-naczyniowymi w wywiadzie” — nie ma wątpliwości prof. Piotr Jankowski i dodaje, że kluczowe wydaje się zapewnienie pacjentom dostępu do rehabilitacji kardiologicznej: „Dostęp do świadczeń w tym zakresie jest związany z mniejszym prawdopodobieństwem przetrwałego palenia aż o 40 proc.”.
Opłacalność systemowych rozwiązań
Autorzy pracy alarmują, że na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza odsetek palaczy wśród pacjentów z chorobą wieńcową nie uległ istotnej zmianie. „W latach 90. ubiegłego wieku paliło ok. 30 proc. pacjentów przyjmowanych do szpitala z powodu zawału serca; w rok po zawale nadal paliła ponad połowa z nich. Najnowsze badania przyniosły podobne wyniki” — komentuje prof. Piotr Jankowski.
Specjaliści podkreślają, że w Polsce brakuje systemowych rozwiązań, które pomogłyby pacjentom wyjść z nałogu. „Niewiele mamy w Polsce poradni specjalizujących się w leczeniu zespołu uzależnienia od tytoniu. Nie pomaga także fakt, że stosunkowo rzadko stosujemy metody leczenia zespołu uzależnienia od tytoniu o udowodnionej w wielu badaniach skuteczności. Potrzebna jest większa liczba ośrodków leczących pacjentów z zespołem uzależnienia od tytoniu. Takie poradnie powinny powstawać w ośrodkach kardiologicznych, onkologicznych, pulmonologicznych, jak i poradniach POZ. Zwiększenie nakładów na leczenie uzależnienia od tytoniu zaowocowałoby oszczędnościami w leczeniu chorób odtytoniowych” — podkreśla prof. Jankowski.
Ewa Kurzyńska