Hipochondria, czyli w spirali lęku
Hipochondria, czyli w spirali lęku
U pacjentów z hipochondrią aktywność życiowa, większość myśli i działań, jest podporządkowana przekonaniu, że są ciężko czy nawet nieuleczalnie chorzy. Zwykle poszukują oni potwierdzenia diagnozy u kolejnych specjalistów, którzy nie znajdują organicznych przyczyn ich dolegliwości — mówi dr n. med. Sławomir Murawiec.
Z dr. Sławomirem Murawcem rozmawiamy na temat objawów somatycznych uwarunkowanych przyczynami należącymi do sfery psychicznej, ich źródeł oraz sposobów leczenia.
Zdarza się, że kiedy usłyszę o jakiejś ciężkiej, nieuleczalnej chorobie, doszukuję się u siebie jej objawów. Czy to znaczy, że jestem hipochondryczką?
Raczej nie, zwłaszcza jeżeli jest to zjawisko przejściowe i nie obarczone nasilonym lękiem. Taki stan nazywany jest „chorobą trzeciego roku studentów medycyny” i dotyczy najczęściej studiujących na tym właśnie roku, kiedy zaczynają się zajęcia kliniczne. Wówczas wielu adeptów wydziału lekarskiego dostrzega u siebie objawy chorób, o których się uczy, przez co zaczyna martwić się o swoje zdrowie.
Gdzie w takim razie przebiega granica pomiędzy zwykłym lękiem o swoje zdrowie a zaburzeniem psychicznym?
Naturalne jest to, że czasem zwracamy uwagę na jakieś sygnały, które wysyła nam ciało oraz na różnego rodzaju dolegliwości. A nawet to, że kiedy usłyszymy o jakiejś chorobie, może nam przyjść do głowy pytanie, czy ona nas nie dotyczy. Zazwyczaj jednak nie interpretujemy tych objawów katastroficznie, jako wyrazu już istniejącej i zagrażającej naszemu życiu choroby. Hipochondrię można zacząć podejrzewać u osób, które wchodzą w spiralę lęku, interpretują drobne sygnały z ciała jako oznaki poważnej choroby, mimo iż żadne badania nie potwierdzają istnienia u nich zgłaszanych zaburzeń somatycznych. Dobrze oddaje to amerykańskie określenie hipochondrii — illness anxiety disorder, czyli zaburzenie polegające na lęku przed chorobą. Ja bym dodał: także przed śmiercią. U takich pacjentów aktywność życiowa, większość myśli i działań, jest podporządkowana przekonaniu, że są ciężko czy nawet nieuleczalnie chorzy. Zwykle poszukują oni potwierdzenia diagnozy u kolejnych specjalistów, którzy nie znajdują organicznych przyczyn ich dolegliwości…
…przez co nie mogą im pomóc, mimo iż często odczucia somatyczne tych pacjentów są całkowicie namacalne: boli ich brzuch, głowa, kręgosłup, a nawet tracą wzrok, nie mogą chodzić, mają napady padaczkowe, w zależności od tego na co „chorują”. Czy psychika jest w stanie wygenerować tak silne objawy?
Oczywiście, psychika może leżeć u podłoża różnych objawów cielesnych! Różne procesy mogą leżeć u podłoża tych stanów i różne rozpoznania można byłoby tu zaproponować. Ze względów na zawarty tam prosty schemat poznawczy, chciałabym się tu odwołać do amerykańskiej klasyfikacji DSM-5, w której odnajdujemy „Zaburzenia z objawami somatycznymi”. Ich wspólną cechą jest występowanie dolegliwości somatycznych uwarunkowanych przyczynami należącymi do sfery psychicznej. Pierwsze to zaburzenia z objawami somatyzacyjnymi pod postacią np. wędrujących bólów, przyspieszonego rytmu serca, problemów z oddychaniem. Tacy pacjenci nie precyzują dokładnie choroby, a nawet mogą nie ujawniać lęku, tylko stwierdzają u siebie konkretne dolegliwości, z którymi zgłaszają się do lekarza w poszukiwaniu ich przyczyny. Najczęściej wynikają one z napięcia psychicznego czy problemów emocjonalnych, których chorzy nie są świadomi. Mogą wiązać się ze zjawiskiem aleksytymii, czyli braku umiejętności nazywania i wyrażania własnych uczuć, co prowadzi m.in. do niemożności rozładowywania napięć. Aleksytymicy nie potrafią odróżnić stanów emocjonalnych od cielesnych, dlatego często mylą doznania psychiczne z fizycznymi.
Drugie to zaburzenia dysocjacyjne/konwersyjne, dawniej nazywane histerią, czyli objawy fizyczne, które wynikają bezpośrednio z jakiegoś urazu psychicznego, również często nieuświadomionego. Należą do nich m.in.: niedowłady, utrata wzroku lub słuchu, drgawki, podwójne widzenie, zaburzenia równowagi czy koordynacji. Często dotykają pacjentów po przeżyciu, traumatycznej sytuacji, z którą nie chcą się skonfrontować, przez co następuje obronne rozdzielnie funkcji psychicznych, które tracą swoją jednolitość, a więc dysocjują.
Trzecia sytuacja to przywołana już tutaj hipochondria, czyli illness anxiety disorder. W takim przypadku dominującym uczuciem u pacjenta jest silny lęk przed poważną, często zagrażającą życiu chorobą, np.: nowotworem, stwardnieniem rozsianym, zawałem serca czy udarem mózgu. Mogą, ale nie muszą towarzyszyć temu żadne konkretne dolegliwości, jednak chory i tak jest przekonany, że dana jednostka chorobowa u niego występuje. Często hipochondrykami są osoby, które w przeszłości zetknęły się z zagrożeniem życia lub nawet śmiercią kogoś z najbliższego otoczenia lub innymi traumatycznymi sytuacjami. Dla mnie, jako terapeuty, praca z pacjentami z zaburzeniami hipochondrycznymi jest o tyle ciekawa, że zwykle wiąże się z poszukiwaniem ich przyczyny, odkrywaniem, na jakim etapie życia chorzy zaczęli bać się o swoje zdrowie.
Jest wiele zawodów, których przedstawiciele stykają się na co dzień z ciężkimi chorobami i śmiercią, jednak wszyscy oni cierpią na zaburzenia hipochondryczne. Dlaczego?
Co innego, jeżeli takie sytuacje przytrafiają się ludziom na polu zawodowym, a nie osobistym. Często jest obserwowane u lekarzy poczucie, że „pacjenci chorują”, a w domyśle: „nas, lekarzy, to nie dotyczy”. Wszystko może się zmienić w momencie zetknięcia z ciężką chorobą lub śmiercią osoby, z którą łatwo się zidentyfikować, z kimś podobnym do nas. To dlatego lekarz może świetnie sobie radzić z sytuacjami zagrożenia życia u swoich pacjentów, ale jeżeli zachoruje kolega po fachu w tym samym wieku i w podobnej sytuacji życiowej, mogą ujawnić się u niego skojarzenia „mnie też to może dotyczyć”, ponieważ wówczas zachodzi mechanizm identyfikacji.
Jak chorują hipochondrycy?
Mogą ich dotknąć te same choroby, co każdego. Wyróżnia ich to, że stopień lęku o własne zdrowie i życie jest u nich nieporównywalnie większy niż wynikałoby to ze stwierdzanych obiektywnie dolegliwości. Poza tym dużo bardziej koncentrują się na sygnałach wysyłanych przez organizm, często je wyolbrzymiają i interpretują w sposób katastroficzny. Przez to banalne dolegliwości, takie jak ból głowy, katar czy kaszel, traktują jako objaw bardzo poważnej, zagrażającej życiu choroby. Dla przykładu osoba z zaburzeniami hipochondrycznymi, którą zakłuje coś w lewym boku, może od razu podejrzewać u siebie poważną chorobę nerek, zamiast poprawić pozycję, w jakiej siedzi przy biurku.
Warto dodać, że hipochondria często występuje z innymi zaburzeniami psychicznymi.
Tak, najczęściej z lękowymi. Może jej towarzyszyć zarówno lęk uogólniony, jak i napady lęku panicznego. Poza tym może współwystępować ze stanami obniżenia nastroju, depresją czy stresem pourazowym. Z klinicznego punktu widzenia rzadko pojawia się jako wyizolowana jednostka chorobowa.
Wielu lekarzy, do których zgłaszają się hipochondrycy podkreśla, że to najtrudniejsi pacjenci, ponieważ jak tylko zostanie u nich wykluczona jedna choroba, pojawia się następna. Czy w związku z tym hipochondryka można wyleczyć?
Opisana sytuacja potwierdza tylko, że u osób z hipochondrią pierwotny jest lęk. Może on „przywiązywać się” do różnych narządów, co bywa zmienne w różnych okresach życia. Zwykle jednak dotyczy lęku przed poważnym zagrożeniem zdrowotnym. W procesie leczniczym ważne jest ustalenie z pacjentem wydarzenia lub wydarzeń, które poprzedzały pojawianie się lęku o własne zdrowie i życie. Dzięki temu może on zyskać całkowicie inną perspektywę, która pomoże mu zrozumieć mechanizm zaburzeń hipochondrycznych i rozpocząć efektywną terapię. Jest ogromna różnica pomiędzy stwierdzeniem „mam nowotwór”, a „boję się zachorowania na nowotwór”. Za pomocą farmakoterapii psychiatrycznej czy psychoterapii nie można leczyć np. samej choroby nowotworowej jako takiej, ale można je wykorzystać do ograniczenia czy nawet zniesienia lęku przed jej wystąpieniem. Pod względem terapeutycznym chodzi o rozłączenie skojarzenia pomiędzy naturalnymi sygnałami wysyłanymi przez ciało z ich katastroficzną interpretacją.
Jakie leczenie, poza psychoterapią, powinno się rozważyć u pacjentów z zaburzeniami hipochondrycznymi?
Farmakologiczne, chociaż bywa z tym duży problem, ponieważ tacy pacjenci często obawiają się przyjmowania jakichkolwiek leków. Nie dotyczy to zresztą tylko środków przepisywanych przez psychiatrów, ale również tych zlecanych przez innych specjalistów. Zdarza się, że po pierwszej tabletce przerywają oni terapię z powodu silnego lęku przed działaniami niepożądanymi, które zresztą fizycznie odczuwają. Konsekwentnie boją się o swoje zdrowie i życie, a tym razem to tabletka w ich odczuciu niesie zagrożenie. Z tego powodu ważne jest połączenie psychoterapii z lekami, np. z grupy SSRI lub innymi przeciwlękowymi i przeciwdepresyjnymi, dobranymi indywidualnie do potrzeb pacjenta.
Katarzyna Matusewicz