Mamy twarde dowody na skuteczność leków SSRI.
Mamy twarde dowody na skuteczność leków SSRI.
Nie ma absolutnie żadnego powodu, by podawać w wątpliwość skuteczność i bezpieczeństwo leków z grupy SSRI: jedno i drugie potwierdzają zarówno liczne badania kliniczne, jak i po prostu praktyka kliniczna - mówi dr hab. n. med. Sławomir Murawiec, specjalista psychiatrii.
Depresja to choroba heterogenna, co oznacza, że jej przyczyny są zróżnicowane i obejmują szeroki zakres czynników psychologiczno-społecznych i biologicznych splatających się ze sobą - w różnych proporcjach w każdym indywidualnym przypadku.
W poszukiwaniu źródeł zaburzeń depresyjnych
Jak przypomina dr hab. Murawiec, poszukując wyjaśnienia mechanizmów powstawania depresji, w czasach tuż po odkryciu istnienia neuroprzekaźników, zaproponowano m.in. teorię monoaminową, w której wiązano rozwój depresji z obniżeniem poziomu w szczelinie synaptycznej jednego z neuroprzekaźników, czyli serotoniny (potem rozszerzono tę teorię także o koncepcję obniżonego poziomu noradrenaliny).
– Teoria ta jest obecna nadal w podręcznikach, ale wyłącznie w swoim aspekcie historycznym, jako punkt odniesienia dla nowszych koncepcji. Obecnie wskazuje się na rolę wielu różnorodnych czynników - zlokalizowanych na różnych poziomach organizacji układu nerwowego, czynników somatycznych i związanych ze stylem życia oraz procesów psychologicznych i cech relacji z otoczeniem - a nie jedynie obwinia „za niski” poziom serotoniny - podkreśla dr Murawiec.
20 lipca na łamach “Molecular Psychiatry” opublikowano analizę prof. Joanny Moncrieff oraz jej współpracowników, której wyniki szybko podchwyciły ogólnotematyczne media, ogłaszając, że brytyjscy eksperci „obalili” teorię serotoninową. Na podstawie uzyskanych wyników prof. Joanna Moncrieff z zespołem wysnuła wniosek, że leki o działaniu serotoninergicznym (selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny, z ang. SSRI - selective serotonin reuptake inhibitor) nie są w terapii zaburzeń depresyjnych skuteczne. Czy to uprawniony wniosek? Na ile publikacja prof. Moncrieff jest tak przełomowa jak twierdzi części mediów? O wyjaśnienie poprosiliśmy dra hab. Sławomira Murawca.
- Praca prof. Moncrieff została opublikowana w szanowanym piśmie naukowym, przeszła recenzje, nie chodzi więc o to, aby kwestionować jej wyniki. Ale z całą pewnością nie można określić jej jako publikacji przełomowej dla wyjaśnienia patomechanizmu depresji oraz jej leczenia. Komentarze ekspertów, które pojawiają się zarówno w Polsce, jak i na świecie brzmią podobnie: „te wnioski są od dawna oczywiste”. W publikacji postawiono tezę, że wiązanie rozwoju zaburzeń depresyjnych ze zbyt niskim stężeniem serotoniny jest nieprawdziwe, a samo zwiększenie poziomu tego neuroprzekaźnika nie wystarczy do osiągnięcia remisji objawów. Tyle że to było wiadomo od dawna, nie jest to więc żaden przełom - mówi dr Sławomir Murawiec.
Ekspert podkreśla, że zgodnie ze współczesnymi badaniami dotyczącymi mechanizmów powstawania zaburzeń depresyjnych serotonina odgrywa bardzo istotną rolę w regulacji nastroju, agresji, drażliwości, snu, rytmu snu i czuwania, procesów poznawczych, funkcjonowania w relacjach z innymi ludźmi, a także na przykład apetytu. Jej neuroprzekaźnictwo w synapsach układu nerwowego ma w konsekwencji znaczenie dla patofizjologii depresji, ale jest to mechanizm znacznie bardziej złożony niż prosta koncepcja, że jest jej tam „za mało”.
– Twierdzenia, że niski poziom serotoniny jest równoznaczny rozwojowi zaburzeń depresyjnych, są nieprawdziwe, psychiatrzy wiedzą o tym od lat, jeśli więc prof. Moncrieff cokolwiek „obaliła”, to wyłącznie teorię o historycznym znaczeniu. To oczywiste, że wiedza medyczna podlega ciągłej weryfikacji dzięki badaniom naukowym i powstawaniu nowych pomysłów badawczych i teorii. Być może koncepcje, które obowiązują obecnie, także po latach będą musiały zmierzyć się z nowszymi danymi. Nie każda teoria wytrzymuje próbę czasu, czasami kolejne badania nad jakimś zagadnieniem prowadzą do uzupełnienia lub wręcz obalenia pierwotnych koncepcji. Jest to całkowicie naturalny proces - zwraca uwagę ekspert.
Leki SSRI nieskuteczne? To nieuzasadniony wniosek
Niestety - wyjaśnia następnie dr Murawiec - ze słusznej, choć przestarzałej tezy, prof. Monkrieff wysnuła nieuzasadnione wnioski, co bardzo szybko podchwyciły media.
– Tak więc zdecydowanie bardziej problematyczny był medialny przekaz wyników wspomnianej pracy naukowej, który pojawiał się bezpośrednio po jej opublikowaniu. Część mediów, szczególnie tych masowych i ogólnotematycznych, wskazywało, że skoro teoria serotoninowa została rzekomo obalona, to jest to jednoznaczne z podważeniem skuteczności szeroko wykorzystywanych w terapii zaburzeń depresyjnych leków z grupy SSRI. W sposób nieuprawniony uznano, że leki SSRI to nic więcej jak placebo, nie redukują realnie objawów depresyjnych, a ich szerokie włączenie do terapii depresji to wyłącznie skutek nacisków przemysłu farmaceutycznego. Jako Polskie Towarzystwo Psychiatryczne natychmiast, w ciągu doby, zareagowaliśmy na te medialne publikacje, opatrując je spokojnym komentarzem eksperckim. Pierwsza reakcja w mediach społecznościowych PTP znalazła ponad 100 tysięcy odbiorców, co obrazuje skalę zainteresowania tematem. Nasz reakcja spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem osób już leczonych lekami z grupy SSRI, a warto zaznaczyć, że są to w skali kraju co najmniej setki tysięcy pacjentów - mówi dr Sławomir Murawiec.
Niestety, jak przyznaje, mimo to warto wskazać, że takie publikacje „sensacyjnych doniesień” w popularnych mediach mogą mieć negatywne skutki. Część osób, które zastanawiają się nad poszukiwaniem pomocy, może zaniechać decyzji o podjęciu leczenia.
– Wydaje się, że osoby już leczone raczej nie uznały za prawdę rewelacji, że to, co odczuwają po lekach „to nic więcej jak placebo”. Nie pokrywało się to z ich doświadczeniem. Natomiast w sytuacjach pacjentów nieodczuwających poprawy takie informacje mogły pogłębiać zamieszanie i niepewność, a w konsekwencji prowadzić do kwestionowania zasadności postępowania terapeutycznego w ogóle. Chciałbym podkreślić, że nie ma absolutnie żadnego powodu, by podawać w wątpliwość skuteczność i bezpieczeństwo leków z grupy SSRI: jedno i drugie potwierdzają zarówno liczne badania kliniczne, jak i po prostu praktyka kliniczna. Pierwszy z nich, fluoksetyna, został dopuszczony do użytku ponad 30 lat temu. Każdego roku SSRI stosuje się u milionów pacjentów. Dysponujemy więc twardymi dowodami naukowymi jak i osobistymi świadectwami opartymi o doświadczenie samych chorych. Wieloma z tych świadectw osoby leczone dzieliły się w komentarzach w mediach i na forach społecznościowych - dodaje dr Murawiec.
Potrzebna kampania edukacyjna na temat metod leczenia stosowanych w psychiatrii
Jego zdaniem medialna dyskusja wokół publikacji prof. Moncrieff pokazuje, że po fazie kampanii edukacyjnych nakierowanych na „oswajanie” społeczne tematyki różnych zaburzeń psychicznych, przede wszystkim depresji, potrzebna jest druga faza działań edukacyjnych. Ta druga faza powinna dotyczyć wiedzy na temat metod leczenia stosowanych w psychiatrii – zarówno farmakologicznych jak i psychospołecznych.
– Środowisko psychiatrów wkłada sporo wysiłku w to, by przekazywać rzetelne informacje dotyczące przyczyn, objawów i przebiegu zaburzeń psychicznych. Mam jednak wrażenie, że nadal zbyt mało mówimy o samych metodach ich terapii. A nieufność wobec sposobów leczenia w psychiatrii bywa głęboko zakorzeniona w różnych historycznie ukształtowanych stereotypach, które nie mają się w żaden sposób do współczesnych metod leczenia. Podkreślam, że chodziłoby o edukację nie tylko na temat leczenia farmakologicznego, ale też np. psychoterapii. Patrząc z pewnej perspektywy, mam wrażenie, że dyskusja, która przetoczyła się przez ogólnodostępne media masowe w Polsce po publikacji „rewelacji”, o których tu mówimy, skierowała się jednak w dobrą stronę. Pozwoliła na przybliżenie szerokiej warstwie odbiorców bardziej aktualnych i rzetelnych informacji na temat różnych metod leczenia depresji. Co ważne, bardzo wsparli nas w tych działaniach dziennikarze – i za możliwość zabrania głosu w „Pulsie Medycyny” także jesteśmy jako psychiatrzy bardzo wdzięczni - podsumowuje dr Sławomir Murawiec.
Emilia Grzela